Małe aspekty (półsekstyl, kwinkunks) nie takie małe

       Astrologia wciąż jest i pewnie na długo jeszcze pozostanie taką dziedziną poznawczej aktywności człowieka, w której sporo będzie kwestii dyskusyjnych. Niektóre z nich jednak, po bliższym przyjrzeniu się, da się rozstrzygnąć w sposób dosyć prosty i oczywisty. Dotyczy to choćby tego, że takie małe aspekty jak półsekstyle i kwinkunksy są bez wątpienia ważne.

Hm, wiem otóż, że niektórzy astrolodzy krzywo patrzą na małe aspekty, a dokładniej chodzi mi o półsekstyle i kwinkunksy. Tekst ten nie będzie mówił o małych aspektach w ogólności, ale właśnie o półsekstylu i kwinkunksie, a raczej półsekstylach i kwinkunksach, bo przecież każdy aspekty (poza opozycją i koniunkcją) może być rozbieżny i zbieżny. Nie należy rozgraniczenia tego mylić z podziałem na aspekty aplikacyjne i separacyjne.

Aplikacyjne aspekty to takie, kiedy dany aspekt się uściśla i za jakiś czas będzie dokładny (zerowy), np. dokładnie 120°00′. Aspekt separacyjny zaś już dokładny (zerowy) był i będzie w miarę upływu czasu coraz luźniejszy, aż przekroczy granicę orbu i przestanie być uznawany. Ten podział nas teraz w zasadzie nie interesuje, w przeciwieństwie do rozgraniczenia na aspekty rozbieżne i zbieżne.

Aspekt zbieżny to taki, w którym planeta aspektująca oddala się od punktu opozycyjnego względem planety aspektowanej i zmierza w kierunku koniunkcji z nią.
W przypadku aspektu rozbieżnego mamy sytuację odwrotną, tj. planeta aspektująca oddala się od punktu koniunkcji z planetą aspektowaną i zmierza w kierunku punktu opozycyjnego względem niej.

Tym sposobem wyróżnić można więc tak naprawdę dwa półsekstyle, jeden rozbieżny i jeden zbieżny. Pierwszy będzie ma naturę fazy Byka, drugi zaś fazy Ryb. Podobnie też kwinkunks rozbieżny ma naturę fazy Panny, zbieżny zaś ma naturę fazy Skorpiona.
Celowo używam tu terminu „faza”, a nie „znak”. Wyrażenie „znak” określa coś bardziej statycznego, zaś wyrażenie „faza” wskazuje na to, że mamy do czynienia z pewną kontynuacją, procesem, którego dany znak, ale też w tym kontekście także i aspekt, jest tylko elementem czy też etapem.
Wszystko powyższe zapewne większości czytelnikom jest znane, ale może jednak nie wszystkim i tak dla zasady wypadało przypomnieć.

Po tym przydługim może, ale koniecznym chyba wstępie, przejdę w końcu to tematu zasadniczego. Jak wspomniałem, raz po raz dochodzą mnie słuchy, że niektórzy astrolodzy nie za bardzo chcą stosować półsekstyle i kwinkunksy, twierdząc wręcz, że aspekty te po prostu nie działają. W szczególności ma to jakoby dotyczyć półsekstylu. No cóż, stwierdzić trzeba, że astrolodzy Ci, a mam nadzieję, że nie jest ich wielu, mylą się. Teza zasadnicza tego tekstu jest następująca: jeśli uznaje się za istotne aspekty główne (koniunkcja, sekstyl, kwadratura, trygon, opozycja), to należy za takie uznać także aspekty małe, jak półsekstyl i kwinkunks. Uzasadnienie tego stanowiska jest dosyć proste i oczywiste.

male-aspektySpójrzmy na rysunek obok. Punkty R1, R2 i R3 to pozycje elementów horoskopu urodzeniowego (radiksu), zaś T1, T2,T3 to położenia planet tranzytujących. Widzimy, że jeśli dana planeta tranzytująca (np. T1 lub T2) tworzy aspekt do np. R1, to tworzy zarazem aspekt i do R2. Zakładam, że już sedno mojego uzasadnienia jest jasne, ale na wszelki wypadek jeszcze to rozwinę. Mamy zatem tak, że T1 tworzy kwadraturę do R1 oraz sekstyl do R2. Zaś T2 tworzy trygon do R1 i kwadraturę do R2. Podobną prawidłowość widzimy w przypadku kwinkunksa, który na tym rysunku jest między urodzeniowymi elementami R1 i R3. Planeta tranzytująca T3 tworzy kwadraturę do R1 oraz sekstyl do R3.
Jakie stąd płyną wnioski? Jeśli przyjmiemy nawet aspekty te (półsekstyl i kwinkunks) za prawie lub też i wcale nieistotne w horoskopie urodzeniowym, to już kiedy zachodzą jakieś w stosunku do nich tranzyty (ale też i progresje), za nieistotne aspektów tych uznać nie sposób. Patrząc tak na to, łatwiej chyba zrozumieć słowa Bila Tierneya ze znanej wielu astrologom i cenionej książki pt. Dynamika aspektów¹: „Dlatego możliwości tego aspektu [półsekstylu] często pozostają uśpione i nie wykorzystane … Muszą pojawić się odpowiednie okoliczności losowe, byśmy skoncentrowali się na tym obszarze życia”. No bo faktycznie, przy obecności w kosmogramie dużych aspektów, półsekstyle i kwinkunksy trudno uznać za dominujące. Jednak lekceważyć ich nie należy, bo jak widać na przedstawionym rysunku, w pewnych momentach życia nabierają one szczególnego znaczenia, bowiem w tym samym czasie mamy do czynienia z dwoma tranzytami, a więc czas zachodzenia takiego tranzytu, czy i progresji także, wydaje się bardzo ważny dla właściciela horoskopu. To po pierwsze. Po drugie zaś zauważyć należy, że w przypadku tego rodzaju tranzytówi/progresji, zwykle mamy do czynienia z jednoczesnym zachodzeniem aspektu harmonijnego oraz nieharmonijnego. Nie będę tu już się bawił w rozpisywanie wszystkich możliwych kombinacji par aspektów. Kluczowe jest tu to, że faktycznie nie sposób uznać omawianych aspektów za harmonijne. Nie powinno to dziwić, gdyż łączą one w pary żywioły pozostające w stosunku do siebie w konflikcie: ogień-ziemia, ziemia-powietrze, powietrze-woda, woda-ogień. Zarazem jednak ponieważ często danemu tranzytowi/progresji do planet pozostających w stosunku do siebie w omawianych aspektach (półsekstyl, kwinkunks) towarzyszy aspekt harmonijny, nie mają one tak destrukcyjnej siły jak opozycja czy tym bardziej kwadratura. Więcej nawet, powiedzieć można wręcz, że ponieważ często zachodzi też przy danym tranzycie/progresji aspekt harmonijnym, możliwe są jakieś pomyślne okoliczności, pozytywne rozwiązania, szanse, które uaktywniają się tym silniej, im bardziej właściciel horoskopu jest w stanie wykorzystać aspekt harmonijny, ograniczając zarazem negatywne strony aspektów nieharmonijnych. Sporo tu zatem zależy od woli i wysiłku właściciela horoskopu.

Podobnie rzecz też się przedstawia w przypadku synastrii. Przyjmijmy, że przestawiony rysunek przedstawia aspekty między planetami dwojga osób, Rafała (R1, R2, R3) i Teresy (T1, T2, T3). Nietrudno zrozumieć, że i w tym przypadku zachodzą podobne prawidłowości. To zarazem sugeruje, że osoby, w kosmogramach których zachodzą takie aspekty, są na swój sposób naznaczone. Zawsze bowiem, kiedy jakiś element z horoskopu innej osoby tworzy harmonijny aspekt do elementu w ich horoskopie, musi zachodzić także aspekt nieharmonijny. Na tej zasadzie na sielankę liczyć osoby takie nie mogą. Zawsze coś im będzie wiercić dziurę w brzuchu. Z drugiej jednak strony trzeba spojrzeć na to też i tak, że kiedy zachodzi aspekt nieharmonijny, zachodzi też zwykle aspekt harmonijny, więc w gruncie rzeczy nie jest aż tak źle.

Mam nadzieję, że powyższe uzasadnienie nie powinno budzić sprzeciwu u nikogo uznającego ważność dużych aspektów. No ale co w sytuacji, kiedy na przykład punkt R1 tranzytuje jakaś planeta po opozycji? Wówczas planeta ta do R2 tworzy kwinkunks. Opozycję bierzemy pod uwagę, jak rozumiem, bez sprzeciwu. No ale co z kwinkunksem? No i możemy rozpatrywać tu jeszcze inne możliwe kombinacje, co skłania nas do zastanowienia się, czy półsekstyle i kwinkunksy mają jakieś znaczenie jedynie w związku z tranzytami dużych aspektów, czy też są istotne i bez tego warunku jako byty niezależne. Wcześniej przedstawione przeze mnie uzasadnienie jest w gruncie rzeczy niepodważalne, bo wynika z praw logiki (implikacji: jeśli istotne są aspekty duże, to trzeba uznać istotność półsekstyli i kwinkunksów) i geometrii (geometria podziału koła na części po 30 stopni jest jaka jest), czyli wynikają z praw nauk formalnych.
Uznanie za istotne półsekstyli i kwinkunksów jako bytów niezależnych już tak oczywiste nie jest, co nie znaczy, że uzasadnienie takie nie jest możliwe. To jednak jest osobny temat, którego nie chciałbym tu już rozwijać. Celem moim było jedynie wykazanie, że uznając aspekty duże, nie możemy pomijać półsekstyli i kwinkunksów, co się niektórym astrologom zdarza.
No ale po części też, jak sądzę, wykazałem pośrednio, że jednak półsekstyle i kwinkunksy, postrzegane jako aspekty samodzielne, znaczenie mieć muszą. Owszem, treści z nimi związane mogą być zdominowane przez duże aspekty, czy też pozostawać w uśpieniu przez jakiś czas, ale przy odpowiednich tranzytach czy progresjach dochodzą do głosu, pokazując w ten sposób, że są i mają coś do zakomunikowania. Zrozumienie i zaakceptowanie tego też w zasadzie po części wynika z formalnych zasad geometrii okręgu. To jest system naczyń połączonych. Dlatego też, jeśli uznajemy jakikolwiek aspekt będący wielokrotnością 30 stopni, to uznać musimy każdy taki aspekt. Inaczej nie się da raczej. 🙂

– 1 Bil Tierney Dynamika aspektów, Studio Astropsychologii, Białystok 2000, s. 22 – Zaprezentowana rysunek (kosmogram) pochodzi z programu Urania Bogdana Krusińskiego (www.astrologia.pl)

Założyciel i prezes Instytutu Badań nad Astrologią "AstroLab". Astrologią zajmuje się od 1993 roku. W tym też czasie rozpoczął edukację w Rosyjsko-Amerykańskiej Akademii ,,INTERCOLLEGE" na specjalności astropsychologia. Własną praktykę astrologiczną prowadzi od końca lat 90. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku filozofia. Interesuje się szczególnie filozofią nauki, w tym historią nauki, jak też ontologią i epistemologią, a ponadto szeroko pojmowanym rozwojem duchowym, religiami, ezoteryką. Zwolennik racjonalnego podejścia do astrologii, jak też jej badania.