Determinizm – astrologia i nauka

Tekst po raz pierwszy zaprezentowany na III Konferencji Polskiego Stowarzyszenia Astrologicznego w kwietniu 2011r. Robert Marzewski.

Zagadnienie determinizmu można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Chciałbym jednak uniknąć rozważań opartych na przekonaniach i wierze. Bo choć opinie filozofów, mędrców, wyznawców różnych religii, czy nawet psychologów i  socjologów mogą być jak najbardziej cenne, to jednak zawsze subiektywne i często w niedostatecznym stopniu komunikowalne, lub też nawet nie odnoszące się ściśle do determinizmu, a jedynie jakiś jego przybliżeń. I choć pełny obiektywizm nie jest możliwy, to jednak należy dążyć do jak najdalej posuniętego intersubiektywizmu. To zaś w stopniu najbardziej pełnym możliwe jest na gruncie nauki, szczególnie zaś fizyki i logiki. Jeśli na takiej podstawie podważenie determinizmu okazałoby się możliwe, to tym samym nie ma potrzeby udowadniania jego słuszności na polu innych dziedzin wiedzy. Takie podejście pozwoli także odnieść się w sposób jednoznaczny do tematu determinizmu w astrologii.

Zanim jeszcze jednak przejdziemy do analizowanie wszelkich argumentów za i przeciw, uściślijmy, o jaki determinizm będzie nam chodziło. Częściowo swoje podejście określiłem już na wstępie. Ale to może mogło być niewystarczające. W obszernej literaturze na ten temat mówi się o determinizmie przyrodniczym, historycznym, ontologicznym, metodologicznym, fizycznym, etycznym, teologicznym, filozoficznym, psychospołecznym, przyczynowym, mechanicznym, strukturalnym, statystycznym, teleologicznym. Ale w kontekście, który nas będzie interesował, wystarczy nam podział na determinizm metafizyczny i naukowy.

Przy czym słowo „naukowy” należy traktować jedynie jako roboczą nazwę, bo nie odnosi się ono do ściśle naukowego charakteru teorii determinizmu, który to dopiero mógłby być ewentualnie na gruncie nauki dopiero wykazany.
Co do determinizmu metafizycznego, to mówiąc najprościej, teoria odpowiadająca mu głosi, że determinizm istnieje, ale wykazać się tego nie da. Nas z przyczyn oczywistych interesować będzie determinizm nazywany naukowym.

Na początku należałoby przede wszystkim podać definicje interesujących nas terminów. I tak przez determinizm będziemy rozumieli zasadę, wedle której wszystkie zdarzenia połączone są związkami przyczynowo-skutkowym i każde zdarzenie jest w pełni zdeterminowane przez swoje przyczyny. Należy przez to rozumieć, że hipotetyczne poznanie stanu Wszechświata w dowolnym momencie pozwoliłoby jednoznacznie przewidzieć jego stan w dowolnym momencie czasu, gdyż nie istnieje nic ponad prawa prowadzące od przyczyn do skutków.

Tym samym determinizm wyklucza przypadek jak też wolną wole. Poczucie losowości jest stanem subiektywnym i wynikać ma z niedostatecznej ilości informacji. Umiarkowani determiniści dopuszczają istnienie wolnej woli w tym sensie, że akceptują pewne możliwości decyzyjne, jednak uzależnione od stanów poprzednich, a więc w ostatecznym rozrachunku także zdeterminowane.

Indeterminizm zaś to pogląd będący zaprzeczeniem determinizmu. Jeśli więc determinizm zakłada zasadę istnienia zależności przyczynowo skutkowych wyczerpujących zasady zachodzenia wszystkich zdarzeń, to indeterminizm byłby stanowiskiem dopuszczającym możliwość istnienia przynajmniej jednego zdarzenia, które przeczyłoby zasadzie determinizmu.

Widzimy zatem, że determinizm jest twierdzeniem mocniejszym i w dodatku pozytywnym. Na nim więc spoczywa ciężar dowodu. I to jest pierwszy słaby punkt teorii determinizmu.

Teraz już możemy przystąpić do dokładniejszego wyjaśnienia warunków, jakie powinien spełniać determinizm naukowy.
Z pewnością nie wystarczy dowiedzenie, że jakaś przyczyna wywołuje pewien skutek. To stanowczo za mało. Jak pamiętamy z definicji determinizmu, nie jakieś, ale wszystkie zdarzenia powinny być połączone relacjami przyczynowo-skutkowymi. Niektórzy idą nawet dalej, twierdząc, że takie samy przyczyny powinny w takich samych warunkach wywoływać takie samy skutki. Wiemy jednak, że „takie same” warunki to pewna idealizacja i w praktyce chodzi o warunki możliwie podobne.
Pozostając jednak przy tej słabszej wersji, określić należy, jakie wyjaśnienie powiązań przyczynowo-skutkowych nas zadowala.
Tu dochodzimy do bardzo ważnej, a wskazanej przez Karla Poppeta zasady wyjaśnialności. Stawia ona wymóg uzyskiwania wyników przewidywalnych z dowolnym stopniem dokładności. Nie oznacza to bynajmniej nieskończonego stopnia dokładności, ale stopnia ściśle przewidywalnego. Innymi słowy, zanim jeszcze sprawdzimy wyniki eksperymentu powinniśmy być w stanie określić na podstawie posiadanych danych (pomiarów początkowych) spodziewany stopień dokładności wyników końcowych. To zaledwie wstępny warunek i dalece niewystarczający, ale już nawet on okazuje się problematyczny. Karl Popper w książce pt. „Wszechświat otwarty. Argument na rzecz indeterminizmu” podaje przykłady zjawisk, które zasady wyjaśnialności nie spełniają. Zgodnie z założeniami determinizmu powinno być możliwe, być można na podstawie badań mózgu Mozarta, przewidzenie jakie znaki zostałyby postawione przez kompozytora na papierze nutowym. Jakkolwiek intuicja, czy tak zwany zdrowy rozsądek to bardzo niepewne wyznaczniki prawdy, to jednak tak daleko posunięty determinizm wydaje się trudny do zaakceptowania.
Popper dzieli zdarzenia na dwa typy: „zegary” i „chmury”. Do pierwszych należą na przykład ruchy zegara i planet, i miałyby one być przewidywalne. Drugie zaś, jak na przykład zjawiska pogodowe, w których zachodzą tak zwane efekty masowe, byłyby trudne, czy wręcz niemożliwe do przewidzenia z dostatecznym stopniem dokładności.
Tu można podać argument na rzecz determinizmu mówiący, że kiedy dostatecznie dobrze poznamy zjawiska typu „chmury”, to staną się one w takim stopniu przewidywalne jak „zegary”. Pogląd taki wydawał się szczególnie zasadny po dokonaniach Newtona. Były one na owe czasy rzeczywiście przełomowe i przez pewien czas wydawało się, że mechanika klasyczna jest w stanie wyjaśnić wszystko. Wystarczy jedynie znać masę, położenie i prędkość obiektów, by określić ich przyszłe stany. Jedynym ograniczeniem byłby ogrom danych. Tak właśnie myślał Pierre Laplace. Założył on, że gdyby wszechwiedząca istota, tak zwany Demon Laplace’a, znała wspomniane parametry w odniesieniu do wszystkich elementów Wszechświata, to mogłaby ona przewidzieć wszystkie jego przyszłe stany. Laplace zakładał więc, że Wszechświat jest właśnie rodzajem zegara, ruchy którego są ściśle zdeterminowane. W XVIII wieku, na fali teorii Newtona, takie myślenie wydawało się jeszcze uzasadnione. A jednak było dalekie od doskonałości. Pojawia się tutaj kilka problemów. Pierwszy z nich to problem skali. Nie jest możliwe przewidzenie stanu całego Wszechświata w układzie, który jest zaledwie jego częścią. Tym bardziej taż nie może stanąć z boku biegu zdarzeń, do których się nierozdzielnie przynależy.

Kolejnym jest problem autopredykcji. Innymi słowy Demon Laplace’a musiałby potrafić przewidzieć to, co dotyczy jego samego, łącznie również z tym, co w dowolnie odległym memencie czasu dopiero miałby przewidzieć.  I tak w nieskończoność. To zaś zakrawa na czysty absurd.

Okazuje się też, że to nie „chmury” są zegarami, ale odwrotnie, „zegary” są w rzeczywistości „chmurami”. Bowiem nawet ruch ciał naszego Układu Słonecznego, opisywany prawami Newtona, które to prawa stanowiły inspirację dla Laplace’a, także nie jest taki prosty jak się wydawało. Mechanika klasyczna sprawdza się doskonale w przypadku dwóch ciał. Kiedy jednak bierzemy pod uwagę trzy ciała i więcej, wówczas nawet małe zaburzenie warunków początkowych po odpowiednio długim czasie daje wyniki nieprzewidywalne. Czas, po którym nasz i tak dosyć stabilny Układ Słoneczny miałby zachowywać się w sposób nieprzewidywalny, tak zwany czas Lapunowa, określano najpierw na 10 milionów lat, potem już na 5 milionów. Błąd w określaniu położenia początkowego planety sięgający ledwie 1 km, po 95 milionach lat może osiągnąć wielkość 1 jednostki astronomicznej (150 milionów km).

Już w XIX Henri Poincaré mówił, że nawet znając wszystkie prawa natury, moglibyśmy poznać stan układu ze skończoną dokładnością i wówczas nieoznaczoność nawet najmniejszego rzędu wielkości prowadziłaby do nieprzewidywalności w przyszłości. Wykazał to dopiero w latach 60-tych XX wieku Edward Lorenz, meteorolog z Massachusetts Institute of Technology. Przy niewielkiej zmianie warunków początkowych uzyskał znacząco różne wyniki. Wydarzyło się to za sprawą ciekawego, szczególnie w kontekście rozpatrywanego tematu zbiegu okoliczności. Mianowicie po awarii sprzętu naukowiec nie chciał badań rozpoczynać od nowa i wprowadził ręcznie zaokrąglone dane. Zjawisko to nazwane zostało efektem motyla. Obrazowo jest to opisywane przez możliwy wpływ ruchu skrzydeł motyle na kierunek uderzenia huraganu.
Nie wiem czy można to uznać to wskazówkę od opatrzności świadczącą przeciwko determinizmowi, ale okazuje się, że po raz kolejny nauka zrobiła krok naprzód dzięki czemuś, co zwykliśmy nazywać przypadkiem.

Widzimy, że nawet w świecie w skali zjawisk makro determinizm mocno kuleje. Nawet jednak gdyby było możliwe na podstawie jakiejś teorii jak np. prawa Newtona z dowolnym stopniem dokładności przewidywać zdarzenia, to jeszcze nie przemawiałoby to w dostatecznym stopniu o determinizmie. Byłoby tak jedynie wówczas, gdyby teoria taka była teorią ostateczną, wyjaśniającą wszystko. Pewność jednak co do tego, czy dana teoria jest ostateczna, nie byłaby możliwa, a przy obecnym stanie wiedzy mamy wręcz pewność, że teoria, którą można by choćby podejrzewać o ostateczność i zupełność, jest daleko poza zasięgiem możliwości współczesnej nauki.

Kiedy zejdziemy do poziomy fizyki kwantowej, dokładne przewidywanie zdarzeń jest jeszcze trudniejsze i wręcz niemożliwe z zasady, choćby takiej jak zasada nieoznaczoności Heisenberga, mówiąca, że nie możemy jednocześnie określić położenia i pędu. Nawet kiedy już jednak określimy prawdopodobne miejsce położenia elektronu, to nie mamy pewności czy mówimy ciągle jeszcze o tym samym elektronie. Skoro nie jesteśmy w stanie jednoznacznie określić miejsca i czasu danego zjawiska, to nie jesteśmy go w stanie zidentyfikować. Mówi o tym zasada Leibniza nierozróżnialności bytów jednakowych. Jak widać hipotetyczny determinizm w fizyce kwantowej jest mało deterministyczny.

Inny problem pojawia się przy rozpadzie pierwiastków. Z punktu widzenia determinizmu nie można wyjaśnić ani dlaczego pierwiastki ulegają rozpadowi, ani także dlaczego w tak różnych przedziałach czasowych. W tych samych lub bardzo zbliżonych bowiem warunkach takie same atomy ulegają rozpadowi po 3 sekundach, inne po 12 latach. Mówi się wprawdzie o decydujących o tym parametrach ukrytych. Jeśli jednak owe parametry są tak ukryte, że nie można zidentyfikować ich samych, ani też sposobu, w jaki jakoby mają działać, to tak naprawdę nie wiadomo, czy parametry te istnieją.

David Bohm wyraził przypuszczenie, że choć wprawdzie zjawiska na poziomie fizyki klasycznej i kwantowej nie wydają się deterministyczne, to mogą się takimi okazać na poziomie subkwantowym. Ale są to jedynie przypuszczenia, więc nie mogą stanowić wiążącego argumentu. Bohm nie wykluczał istnienia nieskończonej ilości takich poziomów strukturalnych materii.

Z obrazu jaki został przedstawiony wynika, że żyjemy w świecie prawdopodobieństw, zdarzeń możliwych lub też możliwych do przewidzenia z przybliżoną jedynie dokładnością.

To samo wszakże mówi nam astrologia. Wprawdzie nie odnosi się ona do wszystkich zjawisk, jednak co do zasady widzimy tu zgodność. Nie będę nadmiernie rozwodził się o kwestii determinizmu czy indeterminizmu w astrologii, bo w świetle przedstawionych wymagań stawianych wobec teorii determinizmu, z całą pewnością nie możemy upatrywać funkcjonowania tej teorii w ramach astrologii. Ta bowiem operując symbolami i analogiami, z natury rzeczy opisuje rzeczywistość w sposób przybliżony. Jeśli przyjmiemy znaczenia poszczególnych elementów horoskopu jako pewne zbiory cech czy właściwości, to możemy mówić o prawdopodobieństwie oraz nasileniu ich występowania. To samo dotyczy też związanych z nimi zdarzeń. Nieraz możemy wskazać je w sposób zadziwiająco dokładny, jednak pamiętając o warunku wyjaśnialności, bylibyśmy w nie lada kłopocie gdyby trzeba było określić wymaganą dokładność danych, dzięki której moglibyśmy wskazać dowolne zdarzenie z określoną nie tylko co do natury, ale także czasu i miejsca dokładnością. I to odnosi się zarówno do astrologii klasycznej jak i humanistycznej.

Jedyną „podejrzaną” pozostaje co najwyżej astrologia horarna, ale jedynie przy założeniu, że interesuje nas w niej nie otoczka danej sprawy, ale prosta i konkretna odpowiedź i określony czas spełnienia prognozy. Tu należy przypomnieć, że wskazanie jakiejś przyczyny i skutku nie spełnia jeszcze wymogów teorii determinizmu. Musza być wskazane wszystkie przyczyny i wszystkie skutki obejmujące swym zasięgiem wszystkie zdarzenia, i że nie istnieje nic ponadto.

Z astrologią jest ten jednak kłopot, że trudno w niej mówić o przyczynach i skutkach. Na potrzeby analizowania tematu w ramach astrologii horarnej zastąpmy to relacją wynikania logicznego. Poniżej podaję wersję nieco uproszczoną, acz wystarczającą dla naszych potrzeb.

Przez „p” oznaczmy zadanie pytania astrologowi, przez „z” zdarzenie.

Otrzymujemy wyrażenie mówiące: p → z (jeśli p to z)

Aby mówić o determinizmie, powinniśmy wiedzieć także, co wynika ze zdarzenia z i tak dalej, aż wypełnimy wszystkie możliwe zdarzenia. W tym celu musielibyśmy niczym Laplace powołać do życia Demona Horarnego, który działałby według schematu, tak że zdarzenia jak i pytania, będące też zdarzeniami w stosunku do pytań poprzednich, wypełniłyby całą rzeczywistość.

z2           z3
↑           ↑
p-n….→p-3→p-2→p1→z1→z4→z5→z6 … zn

Ciekawsze jednak od odpowiedzi na pytanie co wynika z p, jest zrozumienie z czego wynika samo p. Tu mamy do wyboru dwa rozwiązania. Albo z horoskopów indywidualnych astrologa i klienta, albo z innego horoskopu horarnego. Jeśli to pierwsze, to sprawa jest zamknięta. Jednak nasz zawzięty Demon Horarny może żądać drugiej opcji. Wówczas mielibyśmy podobne drzewo możliwości w drugą stronę, aż zostałaby wypełniona cała czasoprzestrzeń. Przy czym sprawa jest tu jeszcze trudniejsza niż u pierwszego Demona. Ten bowiem operował mniej lub bardziej doskonałymi, ale jednak prawami. Tutaj zaś mamy pytania. To sprawia, że powinniśmy uwzględnić nie tylko zdarzenia z tak zwanej naszej rzeczywistości, ale także te z wszystkich światów możliwych. To nam daje nieskończoną ilość pytań. Jeśli Wszechświat nie jest wieczny, to również życie naszego Demona Horarnego byłoby ograniczone, a skończony byt nie może przewidzieć nieskończonej liczby zdarzeń. Jeśli zaś Wszechświat byłby nieskończony i Demon podobnie, to możliwe, że radziłby sobie z tym karkołomnym zadaniem całkiem dobrze. Problem jednak w tym, że czyniłby to nieskończenie długo i skutkiem czego, nigdy nie mógłby ukończyć swojej pracy.

Jedna jeszcze rzecz przemawia na jego niekorzyść, która to zresztą nie dotyczy jedynie naszego Demona Horarnego. W myśl udowodnionego twierdzenia Kurta Gödla istnieją zdania, które są prawdziwe, a których jednak nie da się dowieść na podstawie przyjętych aksjomatów. Wydaje się więc, że Demon bezwzględnie skazany jest na porażkę.

Można sensowność takiego eksperymentu myślowego podważać mówiąc, że w normalnej praktyce astrologicznej horoskopy horarne stawia się dla pytań istotnych. Owszem, to prawda. Tutaj jednak prowadzimy rozważania teoretyczne i jeśli okazałoby się, że na ich gruncie nie jesteśmy w stanie obstawać przy determinizmie, to tym bardziej byłoby to prawdziwe w praktyce. Z tego punktu widzenia zasadne jest uwzględnianie jakichkolwiek pytań. Pomijając już, że istotność pytań jest pojęciem nieostrym, czyli nie wiemy, kiedy pytanie jest już ostre, a kiedy jeszcze nie, to przyjąć ponadto należy, że dla Demona Horarnego wszystkie możliwe pytania są istotne.

Po tej akrobacji myślowej powrócimy jednak to oczywistego właściwie dla astrologów wniosku, że astrologia horarna jest związana z horoskopem klienta i astrologa. Przyjmuje się więc, że zadawanie pytań jest aktem woli. Być może jest ona zdeterminowana w jakiś sposób, ale analizując teorię determinizmu na wszelkie sposoby, za każdym razem dochodziliśmy do konkluzji, że w swej rygorystycznej, ale przez to ściśle odpowiadającej postaci definicji determinizm nie istnieje.

Podstawowym błędem w rozumowaniu zwolenników determinizmu jest założenie, że skoro istnieją prawa natury i to nie ma niczego ponadto. A tak przecież być nie musi. Być może jest coś ponad nimi lub też coś wierszami księgi opisującej prawa natury.
Można wprawdzie twierdzić, że istnieją tylko prawa, ale ich jeszcze nie poznaliśmy w pełni. Być może, ale mówilibyśmy wówczas o  to tzw. determinizmie metafizycznym, który oparty jest jedynie na wierze, a naukowcom wierzyć nie wypada, a jeśli już to nie powinni zwać się naukowcami.

Zapowiedziałem na początku, że będę starał się mówić o konkretach, faktach, a nie przekonaniach, to jednak pominięcie takich aspektów jak osobowość, jaźń, wolna wola uprawniać może do zarzutów, że wywód ten nie jest pełny. Z całą pewnością nie wyczerpuje on tematu, a jedynie wywołuje niektóre tylko zagadnienia. Ale nie odbiegając nawet od współczesnej nauki, można jednak wspomnieć o świadomości i wolnej woli.
Powróćmy do fizyki kwantowej, czy raczej subkwantowej. Schodząc coraz głębiej w strukturę materii, nie tylko mamy dylemat czy materia jest korpuskularna czy falowa, ale czy w ogóle jest. Przestrzeń w tym świecie nie jest nam znaną przestrzenią. Zanika tam także pojęcie czasu. Sama zaś materia, zdawałoby się tak bardzo konkretna, definiowana jest już nawet nie jako fala, ale funkcja falowa. A co to jest funkcja falowa? To nic innego jak informacja mającą naturę zbliżoną do naszych myśli. Zgodnie z tym tokiem rozumowania przyjąć można, że to myśl leży u podstaw istnienia wszystkich zjawisk i praw, które nimi rządzą, tworząc zunifikowane pole świadomości. To świat możliwych stanów bycia, osadzonych i zależnych od świadomości. Idea tak ujętej nie zrodziła się w mojej głowie, choć przyznaję, że przyjąłem ją bez zdziwienia. Wyrosła ona w umysłach ludzi nauki, być może jeszcze nielicznych, ale i to już jest bardzo obiecujące. Wpisana jest ona w teorię superstrun, która w taki właśnie sposób opisuje teorię zjednoczonego pola.

Zatoczywszy koło doszliśmy, jak się wydaje do wniosku, że jednak, jeśli u podstaw bytu leży myśli, to jest też i wolna wola. A tym bardziej jest ona wolna im bardziej jest świadoma siebie. Im zaś bardziej uwikłana jest w materię, tym tej wolności zdaje się mieć mniej.